Niespodzianki kolegi Włodzimierza czyli Jura raz jeszcze

Dodane przez (jurek) dnia 04-12-2013
Relacje >>

Noc ustąpiła. Z trudem budził się dzień. Na spowitym ciężkimi chmurami niebie, ledwie widoczne słońce wyruszało na swą odwieczną wędrówkę. A z nim my – 13 osobowa grupa najwierniejszych, chcących poznać kolejne „Niespodzianki kolegi Włodzimierza” na Jurze, tym razem jak się okazało tej prawie zupełnie nieznanej, turystycznie nieodkrytej.

Całkiem sprawnie wykorzystując leciwą już „gierkówkę” dotarliśmy do Częstochowy, by tu obrać kierunek na Wyżynę Wieluńską. Wszak do Wielunia sięga Jura, Krakowsko - Częstochowską dla uproszczenia czy też z braku precyzji powszechnie zwana. Tylko gdzie podziały się wspaniałe ostańce, wapienne formy skalne, wzgórza? Jak okiem sięgnąć  dookoła równina! Za Kłobuckiem skręcamy. W dalszym ciągu krajobraz skąpi widoku choć niewielkiego pagórka. Tylko lasy na horyzoncie. Tu, rankiem 1 września 1939 roku na Wołyńską Brygadę Kawalerii liczącą 6 tysięcy żołnierzy spadło uderzenie niemieckiej 4 Dywizji Pancernej w sile około 13 tysięcy ludzi.” Falowe uderzenia czołgów jedne po drugich załamywały się w ogniu polskiej obrony. Spieszeni ułani i strzelcy konni szereg razy przechodzili do przeciwuderzenia. Nacierające niemieckie czołgi dostawały się pod celny ogień polskiej broni przeciwpancernej. Pięć razy szli do przodu, pięć razy cofali się…” Bój znany jako bitwa pod Mokrą trwał dwa dni. Pamięta te wydarzenia drewniany kościółek. Stoi tuż obok pomnika upamiętniającego bitwę, w kępie drzew, na otwartej przestrzeni. Ocalał wbrew logice! Świadek żołnierskiej odwagi, karności. Śmierci.

Po chwili zadumy, śladem żołnierzy września, którzy przeszli na północny brzeg Warty i my ruszyliśmy w jej kierunku. Wcześniej  z pomocą mostu stałego pokonawszy mizernie wyglądającą rzekę Liswartę, opuściliśmy historyczną Małopolskę i wkroczyli na ziemie Wielkopolski, która przywitała nas aleją lipową, bezlistną już wprawdzie ale cudownie zamykającą perspektywę drogi.

Paradnie tak, wjechaliśmy w otulinę Załęczańskiego Parku Krajobrazowego, do rezerwatu „Szachownica”. Wreszcie oczom naszym dane było zobaczyć a dłoniom dotknąć  jurajske,  wapienne wzgórze, kryjące w swoim wnętrzu system korytarzy jaskini Szachownica, która odmiennie niż wszystkie jaskinie Jury Krakowsko – Częstochowskiej powstała w wyniku rozmycia wapiennego wzgórza przez wody topniejącego lądolodu, które nie wiedzieć dlaczego korytarze przecinające się pod kątem prostym uczyniły, tworząc siatkę pól szachownicę przypominającą. Ot i tajemnica nazwy! Ów labirynt jako miejsce zimowej hibernacji upodobały sobie nietoperze. Te, niespecjalnie zadowolone z naszej wizyty, latały nad głowami. Inne były ponad to. Zwisały przykładnie głową w dół, wizytę ludzi ignorując. Swą niekontrolowaną penetracją nie chcąc przeszkadzać nockom i gackom, przez las pełen grzybów nad którymi co rusz ktoś się pochylał wróciliśmy do naszego pojazdu.

Droga wiodła na Danków, gdzie znany skądinąd kasztelan Stanisław Warszycki rozbudowawszy średniowieczny gród, wzniósł zamek kamiennymi fortyfikacjami i bastionami otoczony. Niezdobyta przez Szwedów twierdza uległa siłom natury. Spłonęła od uderzenia pioruna. Ślady fos, brama wjazdowa, oblicowane murem wały stanowią dziś niezwykłe otoczenie kościoła, Sanktuarium Matki Boskiej Dankowskiej.

Pochyliwszy głowy przed cudownym obrazem, utrudzeni już bardzo, zjechaliśmy do Krzepic – nomen omem Jako, że kościół, fundacji Kazimierza Wielkiego, na Szlaku Jakubowym leżący zastaliśmy zamkniętym siły zwarliśmy, by niezbędne dla zachowania jasności umysłu środki zakupić.
 
Zaledwie kilkaset metrów poza murami historycznych Krzepic, zastaliśmy unikatowy cmentarz żydowski – największe skupisko macew żeliwnych w Europie, gdzie około 400 osobliwych nagrobków, lekko pochylonych nad kopczykami ziemi , nieopodal Liswarty, w niewielkim lasku stoi.

Pozostając w zadumie, jak tłum mieszkańców okolicznych wiosek, którzy w XIX wieku ujrzeli postać Matki Boskiej w konarach wysokiej sosny, stanęliśmy nad cudownym źródełkiem w Dolinie Objawień, by następnie zobaczyć jeden z najcenniejszych obiektów z grupy drewnianych kościółków wieluńskich – kościółek Jana Chrzciciela w Łaszewie. Modrzewiowy, o zrębowej konstrukcji, prezbiterium węższym od nawy przykrytym wspólnym dachem, z przyczyn oczywistych tworzącym nad prezbiterium szerszy okap wsparty kroksztynami, w środku bogato urządzony, zdobiony polichromią renesansową o motywach kasetonów  Oto  styl wieluński.

Bogaty we wrażenia dzień chylił się ku zachodowi. Noc przywitała nas w Pątnowie, wielkim  hotelu-  zamczysku, gdzie dyskusja nad czasami odległymi ustąpić musiała przewodnickim problemom dnia dzisiejszego i niedalekiej przyszłości.

Ranek zapewne chcąc krótką noc wynagrodzić, przywitał nas słońcem.  Pędziliśmy więc, by w jego blasku zobaczyć kolejne cudo architektury w stylu wieluńskim, kościół św. Trójcy w Grębieniu. Z zewnątrz skromy, zachwyca gotycko – renesansową polichromią stropów, z nowatorskimi jak na owe czasy świeckimi motywami grajków, w strojach z epoki. Szybkich kilkanaście zdjęć i dalej, w drogę do Ożarowa, gdzie dwór modrzewiowy, podpiwniczony z czterema alkierzami w narożach. Tylko wnętrz niewidzianych żal, bo tam … kolekcja bielizny damskiej z przełomu XIX/XX wieku!

Podwojów swoich nie zechciał przed nami otworzyć również wiatrak – koźlak w Kocilewie, choć wydawał się zapraszać, wyciągając do nas swe drewniane ręce. I muzeum w Wieluniu, gdzie odpowiedź na pytanie, dlaczego 1 września 1939 roku niemieckie bombowce Luftwaffe ten punkt na mapie obrały, niszcząc 75% zabudowy miasta, pragnęliśmy znaleźć.
 
W Przywozie przekonaliśmy się, że już w wiekach przeszłych przybywali tu goście podobni nam. Kupcy bogaci, szlak bursztynowy brzegiem Warty przemierzający, wzdłuż którego ośrodek władzy ponadplemiennej powstał. Nie byle jaki, bo z władzą cieszącą się autorytetem, przedstawicielom której poddani kurhany zawierające groby ciałopalne sypali.
Przystanęliśmy na chwile u stóp grobowca. Kim był ów możny, któremu do grobu psa, wiernego towarzysza złożono? Kim sypiący kopiec ludzie?
 
Szybka myśl i za chwilę w zupełnie niepozornym,  współczesnym kościele obraz „Przemienienie Pańskie” Jerzego Dudy – Gracza, na sześciu zestawionych ze sobą płótnach, rezultat corocznych plenerów malarskich w okolicy organizowanych zobaczyć  mogliśmy. A owe warsztaty w Kamionnie organizowano. By doń dotrzeć, na drugi brzeg Warty przeszliśmy. A tam, XVIII wieczna, maleńka, modrzewiowa kapliczka przycupnęła. Na miejscu dawnego rynku, o  miejskiej przeszłości wsi przypominając.

Okolica meandrującej rzeki Warty i nas urzekła. Załęczański Park Krajobrazowy to najbardziej zróżnicowany odcinek jej całego biegu. Przekonaliśmy się o tym stojąc nad dzikim, naturalnym jej korytem w miejscu, gdzie zwrot o 180° czyni. I w rezerwacie „Węże”, stojąc na 45 metrowej krawędzi doliny Warty, płynącej gdzieś w zalesionym dole. I przy źródle św. Floriana, niezwykle wydajnym wywierzysku krasowym, które wiele radości mam uczyniło odpierając ataki tych, którzy używając gałęzi zatkać je chcieli!

Wapienne podłoże Wyżyny Wieluńskiej może mało widoczne, pozbawione spektakularnych skalnych kształtów, tak charakterystycznych dla okolic Częstochowy i Krakowa od dawna przecież wykorzystywała roślinność ciepłolubna i … człowiek. Zajrzeliśmy w gorącą czeluść pieca, gdzie w naprzemiennych warstwach skała wapienna i węgiel ułożono traktując go przez wiele godzin temperaturą sięgającą 1200°. W dolnej części wielkiego pieca uzyskane wapno palone obejrzeć mogliśmy.

Unosząc na butach biały proszek wapienny a w głowach nową wiedzę o Jurze nieznanej, uzupełniwszy kolejną lukę na turystycznej mapie Polski ruszyliśmy w drogę ku domowi.

Prawda, że wszystko co się zaczyna, skończyć się musi - choć powszechnie znana - zawsze bywa zaskoczeniem, a nierzadko i smutek powoduje.
Poznawanie Jurajskich tajemnic dzięki profesjonalnemu warsztatowi przewodnickiemu kolegi Włodzimierza, ogromnej pasji i woli dzielenia się wiedzą  dobiegł końca. Przekopaliśmy przeszłość geologiczną, dotknęli śladów działalności człowieka, poznali kulturę materialną i duchową,  byty widzialne, obcowali z niewidzialnymi.
Dziękujemy i gdybyś jeszcze kiedyś jakieś niespodzianki dla nas zechciał odkrywać jesteśmy gotowi by wiedzę chłonąć i uczyć się od najlepszych.

Tekst: Renata Kopeć
Foto: Jurek Jurczak

P.S.
No cóż. Piękny akcent na zakończenie "Jurajskich niespodzianek".
Dziękuję wszystkim, z kim dane nam było owe niespodzianki odkrywać. Dziękuję piszącym relacje i wykonującym zdjęcia. Myślę, że w imieniu wszystkich tych, którzy choć raz brali udział we wspólnym odkrywaniu Jury złożę ogromne podziękowania dla Włodka. DZIĘKUJEMY!
Od siebie dodam, że były to najlepsze wycieczki szkoleniowe, w jakich brałem udział. I będzie mi ich brakowało.

Jurek Jurczak

Tu, rankiem 1 września 1939 roku na Wołyńską Brygadę Kawalerii spadło uderzenie niemieckiej 4 Dywizji Pancernej   Bój znany jako bitwa pod Mokrą trwał dwa dni   Rezerwat "Szachownica"   Jurajske,  wapienne wzgórze, kryjące w swoim wnętrzu system korytarzy jaskini Szachownica


Tu gdzieś miał być las liściasty...  Danków - pozostałości grodu St. Warszyckiego  Ufortyfikowany kościół w Dankowie  Krzepice -  kościół fundacji Kazimierza Wielkiego, na Szlaku Jakubowym leżący

Krzepice - Drzwi Krzepickie    Zaledwie kilkaset metrów poza murami historycznych Krzepic, zastaliśmy unikatowy cmentarz żydowski   Największe skupisko macew żeliwnych w Europie   Wspólne zdjęcie z patronem od lania wody...

 Cudowne źródełko w Dolinie Objawień  Jeden z najcenniejszych obiektów z grupy drewnianych kościółków wieluńskich – kościółek Jana Chrzciciela w Łaszewie  w środku bogato urządzony, zdobiony polichromią renesansową o motywach kasetonów.   Oryginalny portal

  Bogaty we wrażenia dzień chylił się ku zachodowi. Noc przywitała nas w Pątnowie, wielkim  hotelu -  zamczysku  Kolejne cudo architektury w stylu wieluńskim, kościół św. Trójcy w Grębieniu  Z zewnątrz skromy...  Idziemy. Podobno odpust zupełny zyskać można...

Jasne, że można...  Dwór w Ożarowie  Dwór modrzewiowy, podpiwniczony z czterema alkierzami w narożach.  Tylko wnętrz niewidzianych żal

 Wiatrak –  koźlak w Kocilewie   Wieluń, gdzie 1 września 1939 roku niemieckie bombowce Luftwaffe ten punkt na mapie obrały, niszcząc 75% zabudowy miasta,   Jedna ze świątyń wieluńskich  Wieluńska jesień

Przewóz - przystanęliśmy na chwilę u stóp grobowca  Kim był ów możny, któremu do grobu psa, wiernego towarzysza złożono? Kim sypiący kopiec ludzie?   Obraz „Przemienienie Pańskie” Jerzego Dudy –  Gracza   Rzeka Warta

W Kamionnie  XVIII wieczna, maleńka, modrzewiowa kapliczka przycupnęła.  Wywierzysko krasowe św. Floriana  Ciepłymi promieniami słońca zegnała nas Jura...  A My z żalem opuszczeliśmy Jej gościnne tereny...

Ostania zmiana: 06-12-2013 o 20:36

[wróć]