Niespodzianki kolegi Włodzimierza

Dodane przez (jurek) dnia 21-11-2012
Relacje >>

Świt. Nieśmiało unoszące się zza horyzontu słońce swą intensywnie czerwoną barwą podświetlało chmur zagony. Różowy brzask wyłaniał z mroku nocy pastelowe kolory ostatnich już jesiennych liści i zapowiadał niezwykły, pełen niespodzianek kolegi Włodzimierza dzień.

W czerwonych polarach, dostosowana kolorystycznie do porannej aury, stawiła się 22 osobowa grupa fanów niespodzianek i samego Włodzimierza we własnej osobie.
Azymut wiódł na Kraków. Kręta droga prowadziła nas Garbem Tenczyńskim u podnóża siedziby rodu Tęczyńskich, zasnutym mgłami Rowem Krzeszowickim, by na pierwszych wzniesieniach jurajskiej wyżyny ukazać oczom naszym jaśniejącą w słońcu panoramę ośnieżonych już Tatr. Potężne Tatry Bielskie, Łomnica, Gerlach, Krywań spoglądały na wyniosłą, dumną ale na uboczu stojącą, samotną Babią Górę. Zachwyceni tym osobliwym, rzadkim widokiem, widać dla nielicznych przeznaczonym dotarliśmy do Doliny Bolechowickiej.

Wzdłuż potoku, przez drewniane mostki, przeskakując z kamienia na kamień, ryzykując zamoczenie butów, najbardziej wytrwali dotarli do wodospadu. I...? No cóż... Małe jest przecież piękne!
Zwolennicy większych rozmiarów, podziwiali 30 metrowe niemal nagie, wapienne filary u wylotu doliny – Skałę Abazego i Filar Pokutników.

Wykorzystując obwodnicę zachodnią i południową, śmigaliśmy do Krakowa. Ledwie mając czas oczy zwrócić ku pięknej sylwecie wież bielańskiej kamaldoli kamedułów i wiekowym murom tynieckiego opactwa, stanęliśmy przed bramą Niemieckiej Fabryki Naczyń Emaliowanych Oskara Schindlera. W ciągu około 2 godzin prześledziliśmy wojenne losy Krakowa i jego mieszkańców. Przy pomocy nowoczesnych środków techniki ożyły fotografie, przedmioty codziennego użytku, przemówiły listy – niemi świadkowie 5 lat okupacji.

Poznawszy losy bohaterów listy Schindlera przeszliśmy na Plac Bohaterów Getta, gdzie na przedwojennych mieszkańców Podgórza czekają krzyczące milczeniem, puste krzesła.
Zwiedzanie Podgórza rozpoczęliśmy od całkiem nowego mostu na Wiśle, który upodobali sobie zakochani, skutecznie obciążając go kłódkami.

Upewniwszy się, że pozostajemy na prawym brzegu Wisły, minąwszy monumentalny, neogotycki kościół św. Józefa i położony wśród skał Park Bednarskiego wspięliśmy się na wzgórze, na którym od wieków przy kościółku św. Benedykta, w każdy wtorek po Wielkanocy odbywa się odpust i festyn ludowy zwany Rękawką. Nie niosąc ziemi w rękawach spieszyliśmy na już usypany Kopiec Kraka, by w ostatnich promieniach słońca spojrzeć z góry na wieże krakowskich kościołów i spróbować nazwać po imieniu każdy z widocznych na horyzoncie szczytów i pasm górskich.

Poznawanie Krakowa mało znanego zakończyliśmy w Nowej Hucie. Z okien autobusu pokłoniliśmy się cystersom w Mogile i Wandzie córce Kraka, by początkowo szerokimi arteriami socrealistycznego miasta a później coraz węższymi drogami lokalnymi dotrzeć do zaprzyjaźnionego Zajazdu Magda w Kroczycach. Przy suto zastawionym stole, do pierwszych godzin dnia następnego trwała przewodnicka biesiada. I choć noc krótką się zdawała, niespodzianek ciąg dalszy mobilizował do sprawnego opuszczenia gościnnego lokum.

Najpierw nabożnie kościół św. Trójcy i Floriana w Skarżycach nawiedziliśmy, który osobliwie przez „doklejenie” nawy i trzech okrągłych kaplic do obronnej wieży, średniowiecznej siedziby wójta sądowego, powstał był.
Ale czymże są najstarsze wytwory rąk ludzkich naprzeciw milionom lat procesów krasowych formujących jurajski krajobraz?! Taki Okiennik Mały. Wcale nie taki mały. Przekonała się o tym zwłaszcza ta część ekipy penetrującej skalne okno, która niskim zawieszeniem i krótkimi kończynami się charakteryzuje.
Potem wcale łatwiej nie było. Od ruin zamku Bąkowiec w Morsku przemierzyliśmy skały Apteką zwane. Przewyższenia, ekspozycje, wszędobylskie gałęzie i kłujące jałowce pokonaliśmy, by zachwycić się widokiem na Górę Zborów, Skałki Rzędkowickie i... zaspokoić narastający imperatyw kawowy. Niestety kawa w przeciwieństwie do skał nie występuje w dowolnym miejscu Jury. Gnaliśmy po nią do Mirowa.

Nabrawszy ostrości widzenia stanęliśmy na 70 metrowej krawędzi kuesty jurajskiej, tuż obok kościółka św. Stanisława w Żarkach. Nie pierwszy raz ale z tą samą zadumą i pytaniem o sens drogi, położyliśmy kilka kamyków na macewach żareckiego kirkutu.

Pełni eschatologicznych pytań zapewne z rozmysłem zostaliśmy przez naszego mentora przywiezieni do sanktuarium w Mrzygłodzie, gdzie przed ukoronowanym obrazem Matki Boskiej Różańcowej, w krótkiej modlitwie Jej opiece powierzyć mogliśmy te codzienne i ostateczne dylematy...

Dzień chylił się ku zachodowi. Miejscem godnym tego, by zakończyć w nim naszą wędrówkę okazał się Siewierz. Obejrzawszy całkiem dobrze mającą się dawną rezydencję biskupów, nasyceni duchowo chętnie zasiedliśmy w restauracji by pokrzepić wątłe ciało.

Siedząc w małych, przyjacielskich grupkach wspominaliśmy właśnie dobiegającą końca oraz wszystkie poprzednie edycje „niespodzianek kolego Włodzimierza”. Jego pasję przewodnika, starszego kolegi, który z zapałem odkrywcy wynajduje dla nas coraz to nowe, wielkie i małe, mniej lub bardziej znane niespodzianki. I stawialiśmy sobie pytanie, czym jeszcze, na przecież ograniczonym obszarze Jury, możesz nas Włodku zaskoczyć? Wierzymy wszak w Ciebie i jeździć z Tobą wiernie będziemy gdziekolwiek poprowadzisz!!!

Tekst: Renata Kopeć

Foto: Jurek Jurczak
 

W czerwonych polarach...   Zwolennicy większych rozmiarów...   Wzdłuż potoku...   ...do wodospadu...

ryzykując zamoczenie butów...    wojenne losy Krakowa i jego mieszkańców...    biurko Oskara Schindlera    wojenne losy Krakowa i jego mieszkańców...

wojenne losy Krakowa i jego mieszkańców...   wojenne losy Krakowa i jego mieszkańców...   wojenne losy Krakowa i jego mieszkańców...   most skutecznie obciążany kłódkami

 Zwiedzanie Podgórza...   monumentalny, neogotycki kościół św. Józefa   na prawym brzegu Wisły...   przy kościółku św. Benedykta...

Nie niosąc ziemi w rękawach...   ...z góry na wieże krakowskich kościołów...   kościół św. Trójcy i Floriana w Skarżycach...   osobliwie przez „doklejenie” nawy i trzech okrągłych kaplic do obronnej wieży powstał był

 Taki Okiennik Mały    jurajski krajobraz    Wcale nie taki mały    jurajski krajobraz

ruiny zamku Bąkowiec w Morsku   i kłujące jałowce pokonaliśmy   Przewyższenia, ekspozycje, wszędobylskie gałęzie...   z zadumą i pytaniem o sens drogi, położyliśmy kilka kamyków na macewach żareckiego kirkutu

 Pełni eschatologicznych pytań...   i odpowiedzi oczekując...   do sanktuarium w Mrzygłodzie przywiezieni...    te codzienne i ostateczne dylematy...

do sanktuarium w Mrzygłodzie przywiezieni    Miejscem godnym tego, by zakończyć w nim naszą wędrówkę okazał się Siewierz    Miejscem godnym tego, by zakończyć w nim naszą wędrówkę okazał się Siewierz    całkiem dobrze mająca się dawna rezydencja biskupów

 

 

 

Ostania zmiana: 21-11-2012 o 20:19

[wróć]